14 listopada 2015

Smutek fr. 10 (Bajki o zwierzakach)

Wiki Arwena 
Pani Janeczka mieszkała w niezwykłym miejscu. Dom, przypominający baśniową chatkę z piernika, rzeczywiście stał na końcu wsi. Otoczony wysokim parkanem nie był widoczny z szosy, dopiero, gdy się przekroczyło furtkę, odkrywał swoje piękno. Ta zaczarowana kraina rządziła się zupełnie innymi prawami niż świat zewnętrzny. Przekonałam się o tym zaraz po wejściu na teren tej cudownej posiadłości. Przywitał mnie biały kruk, który przemówił ludzkim głosem:
- Dzień dobry! Czy jest pani umówiona?
Zaniemówiłam ze zdziwienia. Stanęłam i z coraz szybciej bijącym sercem przyglądałam się gadającemu ptakowi. Wiedziałam, że w obrębie tego gatunku zdarzają się rzadkie okazy mające białe upierzenie. Słyszałam o ich inteligencji, a także umiejętności naśladowania różnych dźwięków, w tym ludzkiej mowy. Ten jednak osobnik wydawał się niezwykły. Patrzył na mnie wypukłymi czarnymi ślepkami, przekrzywiając zabawnie niewielką głowę ozdobioną długim masywnym dziobem.
- Baltazarze, z kim rozmawiasz? - usłyszałam ciepły zamszowy głos dobiegający z głębi ogrodu.  
Kruk rozłożył skrzydła, zatrzepotał nimi energicznie, po czym bez słowa wniósł się w powietrze. 
- Pani do mnie? - padło ponowne pytanie, ale tym razem z zupełnie z innej części ogrodu. 
Odwróciłam się zaskoczona. Kilka metrów przede mną stała staruszka. Trzymała w rękach pęk kolorowych liści klonu i uśmiechała się. Wyglądała jak wróżka z bajek, które zapamiętale czytałam w dzieciństwie. Miała poczciwą twarz z delikatną siateczką zmarszczek, młode oczy pełne blasku. 
- Pani Janeczka? - bąknęłam. - Szukam pani od kilku dni... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...