09 grudnia 2015

Agnes

                                                                           Wiki Arwena
Obudził mnie zapach kawy. Naczynia brzęczą jak niesforne muchy. Jesteś w domu, jak zwykle radosny i czuły. Gorzki aromat. Dłoń trąca nozdrza rozgrzane snem. Słońce, wdzierające się przez cienkie firanki, oślepia. Wstałeś o świcie. Zrobiłeś zakupy. Teraz śniadanie. Mówisz, że nic nie jest proste, że wszyscy jesteśmy tutaj za karę. Widzę, z jaką zręcznością kroisz chleb. Nie zadajesz światu pytań, jakbyś z góry znał odpowiedź... Wczoraj namawiałeś mnie, abym znów zaczęła pisać. Potem cisza trwająca godzinami. A dziś? Dziś świeci słońce. Czuję, że coś dzieje się w mojej duszy, coś próbuje stamtąd wydostać się na powierzchnię, jakby dusiło się i potrzebowało świeżego powietrza, by przeżyć. Może to tylko chwilowe? Nie wiem... Może to rak duszy? Czytałam prawie przez całą noc, zasnęłam dopiero nad ranem. To był szybki smaczny sen. Czuję się wypoczęta i mam ochotę iść na długi spacer wśród mroźnego powietrza. Postanowiłeś, że wyjedziemy na kilka dni do Krakowa. Zgodziłam się, by zrobić ci przyjemność. Tak naprawdę nie mam ochoty jechać gdziekolwiek i zmuszać się do chodzenia po ulicach, zwiedzać po raz kolejny te same miejsca, rozmawiać z siostrą na te same od lat tematy, o kosmetykach, ciuchach, meblach. Skusiłam się na bilet do Bagateli. Dawno nie byłam na żadnym przedstawieniu. Żywa sztuka zawsze silnie działała na emocje. Słyszę szum skrzydeł żurawia... Nie, to orzeł królewski. Cieszysz się wschodem słońca i wiosennym krzykiem pustułek. Milczę. Brakuje słów. Każde grzęźnie zanim zdążę zmienić je w drżenie. Cisza. Pójdziesz do ogrodu i zajmiesz się tymi wszystkimi sprawami, które sprawiają ci taką frajdę. I o to mi właśnie chodzi. Bądź taki jak zawsze. Niepotrzebne są słowa, byś czuł ciepły dotyk dłoni na policzkach. Przebrnęłam przez opowieści Coelho. Mam dość tej taniej egzaltowanej filozofii Brazylijczyka. Mówisz o krokusach i zapachu wilgotnej ziemi. Wojownik Światła nie zna strachu? Czy na pewno? Teraz Kundera. Widzę Agnes. Idzie przez brudne, hałaśliwe miasto z bukietem niezapominajek. Szuka ciszy, aby z kawałków wspomnień ułożyć coś w rodzaju zrozumienia, pełnej świadomości siebie. Zamyka oczy. Próbuje uciec od brzydoty nagich kobiet siedzących w saunie i opowiadających, co ostatnio obejrzały w telewizji. Opis tak przejmujący, brzydota nagiego ciała tak mdła, że wraz z Agnes zamykam oczy. Byleby tylko nie zwymiotować...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...