Zadzwoniła pierwsza, Krzysztof przyszedł jeszcze tego samego
dnia, ale nie sam. Na progu stała kilkuletnia dziewczynka z zaciekawieniem
patrząca na Stefę. Miała oczy ojca, wesołe i ufne.
- To Grażynka, mój skarb - rzekł z czułością. - Zawsze mi
towarzyszy, gdy udzielam lekcji. Grałaś już kiedyś?
Nie grała, prawdę mówiąc nie odróżniała pianina od
fortepianu, a jej edukacja muzyczna zakończyła się na nieudolnym odtworzeniu
gamy C-dur na flecie prostym, nie zamierzała jednak z tym się obnosić.
Franciszek sprowadził fortepian przed rokiem. Instrument, ozdobiony rzeźbionymi
elementami, wyposażony w piękny ażurowy podnutnik, został ustawiony w salonie z
kominkiem i stanowił swoistą wizytówkę domu. Dyrektor, szczycąc się nowym
nabytkiem, mówił o nim prawie tak czule jak o labradorze. Do zadań Stefy
należało utrzymanie fortepianu w czystości. Codzienne ścieranie kurzu stało się
niemalże rytuałem. Franciszek wpadał w gniew, jeśli powierzchnia nie była
dostatecznie wypolerowana.
- Model Ludwik XVI - powiedział z zachwytem Krzysztof,
dotykając klawiatury.
Grał z pasją, świat zewnętrzny przestawał wtedy istnieć,
cichły wszelkie troski, liczyła się tylko muzyka.
Ucałowania Świąteczne :* i spełnienia marzeń Alicjo :*
OdpowiedzUsuńdziękuję, Małgosiu:)
Usuń