Drogi przyjacielu, piszę,
bo wiem, że ty jeden to przeczytasz i zrozumiesz.
Dziś postanowiłam
odwiedzić Bratnią Duszę, która jak ci wiadomo, mieszka daleko, znacznie dalej
niż ty, tak jakby na innej planecie, w kosmosie, w oderwaniu od wszystkiego, co
zwykło się określać "rzeczywistością", ale czego się nie robi, żeby
przez chwilę posiedzieć razem, ramię przy ramieniu, kubek przy kubku, czego się
nie robi, kiedy obu stronom daje to wiele dobrego, o wiele więcej niż cokolwiek
innego na tym jakże ślicznym, ale niestety zafajdanym przez ludzi świecie.
Bratnia Dusza nie ma
dzwonka przy drzwiach, więc zawsze pukam najsubtelniej jak umiem, a potem, gdy
już wystarczająco dokładnie obejrzę wzorki na wycieraczce, za każdym razem
inne, naciskam na klamkę i wchodzę.
Tym razem Bratnia Dusza
siedziała przed telewizorem.
- Cześć, Duszyczko! Jak
tam? - przywitałam się serdecznie.
Bratnia Dusza ma ładny
uśmiech, ale rzadko go pokazuje. Schowany w ozdobnym puzdereczku czeka na
lepsze czasy.
- A leci pomaleńku! -
odpowiedziała z westchnieniem. - Dobrze, że jesteś, bo zaczynało mi się już
nudzić. W telewizji, kurwa, nie idzie obejrzeć nic sensownego! Same bzdety!
Taka już ta Bratnia Dusza
jest, że czasem zaklnie sobie solidnie, jak szewc, a potem wyjmuje pędzle,
tubki z farbą i maluje te swoje bohomazy. Ma wtedy takie coś w oczach... Nie,
nie szaleństwo! Piękno... Tak, piękno! Czyste, nieskalane niczym, żadnym
badziewiem, piękno, które promieniuje!
Wygrzewałeś się kiedyś w
promieniach piękna, kochany?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz