17 stycznia 2019

Ekspres do kawy - Przyjacielu fr.22


Drogi Przyjacielu, jakiś czas temu postanowiłam oswoić Człowieka, bo jak długo można samemu siedzieć na werandzie i łuskać słonecznik?
Człowiek pojawił się nagle, tak zazwyczaj bywa - większość ważnych rzeczy wydarza się nagle, a więc pojawił się ni stąd, ni zowąd, po prostu wychylił rękę z lasu innych rąk, zwyczajną, ludzką rękę, z siateczką żył pulsujących pod skórą, i choć nie różniła się ona od dotąd spotkanych, moje serce zabiło mocnej, i to był znak, żeby spróbować...
A co mi tam, pomyślałam, wyciągając ku Człowiekowi dłoń. Dotknął jej ostrożnie, jakby się bał, jedynie musnął opuszkami palców, a później, może nabrał pewności, objął ją swoją dłonią.
I tak pośród ludzkiej ciżby nasze ręce się spotkały.
Musisz wiedzieć, że oswajanie to trudny proces, można powiedzieć - ciężka robota. Pod koniec dnia bywam tak bardzo zmęczona, że potykam się o własne nogi. Czasami wydaje mi się, że nie dam rady, a czasami jest mi dobrze, może nawet lepiej niż byłoby w niebie. Mam też swoje małe sukcesy, dzięki którym rosną mi skrzydła - są już naprawdę duże i mocne. Dziś na przykład, kiedy siedzieliśmy jak zwykle na werandzie, Człowiek bardzo mnie zaskoczył - najpierw wysunął przed siebie zamkniętą dłoń, popatrzył na mnie z powagą i z czymś takim jeszcze, ech, nie umiem tego wyrazić, ale było piękne i mile łaskotało w serce, a potem otworzył tę dłoń, czary mary, ukazując dwa wyłuskane nasiona słonecznika.
- Jedno dla mnie, drugie dla ciebie - szepnął.
Nasionko było pyszne.
Przyjedź do nas, kochany.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...