Drogi przyjacielu, w moim
domu w Sarniej Dolinie mieszkają wspomnienia. Jest ich mnóstwo, właściwie to
nie ma kąta, w którym by ich nie było. Siedzą w saloniku na kanapie i gapią się
na figurki, które dziadek wystrugał dla mnie z drewna na urodziny, albo leżą
wyciągnięte na poduszkach jak kocur i rozleniwione ziewają, czasem ucinają
sobie drzemkę, a czasem psocą, wspinają się na półki z książkami i czytają,
wtedy lubię je najbardziej, niektóre przycupnęły na parapetach - w doniczkach z
pelargoniami, zadomowiły się też w kuchni - w starych, porcelanowych kubkach
babci, na tacy obok ekspresu do kawy, w sypialni niczym muchy tkwią
przyczepione do szyb okna dachowego, pełno ich na werandzie, szczególnie w
wielkim bujanym fotelu dziadka, w ogrodzie wąchają zioła i kwiaty, skubią owoce
z krzaczków, bawią się w podchody, huśtają albo całymi godzinami siedzą na
ławce i czekają na jednorożce. Uwielbiam ich wesołe przekomarzania, dąsy,
smutne minki i bystre spojrzenia szarobłękitnych oczu.
Kiedy idę na spacer,
jedne biegną mi przy nodze jak dobrze ułożony piesek, inne muszę wziąć na
barana lub tulić przez całą drogę, tylko niektóre od razu wskakują do plecaka i
śpią tam ukołysane.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz