Dawno jej nie było, może rok, dokładnie nie pamiętam, ale na pewno nie krócej. Rankiem, kiedy słońce wisiało jeszcze nisko nad horyzontem, zapukała do drzwi. Wyglądała na świeżą, wypoczętą i zadowoloną, lecz gdy tylko mnie zobaczyła, klęknęła i ucałowawszy próg, załkała żałośnie, jak ktoś, kto po latach tułaczki wreszcie wraca do rodzinnego domu pełnego wspomnień i szczęśliwych snów.
Teraz już chyba zostanie ze mną na zawsze.
Będzie dość tej włóczęgi, szlajania się po obcych kątach, niedojadania, wytykania palcami i ciągłej udręki. Będzie dość...
Pościelę jej w saloniku przy biblioteczce, żeby mogła, kiedy tylko zechce, czytać książki, a potem pójdziemy na spacer.
W Sarniej Dolinie wysyp grzybów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz