Drogi przyjacielu, zapewne w niejednym filmie widziałeś taką scenę, w
której reżyser, chcąc ukazać wyobcowanie bohatera, jego zagubienie, inność
poglądów, zastosował technikę slow motion, czyli przedstawił go idącego w
zwolnionym tempie na tle przetaczającego się z hukiem tłumu. Dziś przytrafiło
mi się coś podobnego. Nagle świat przyspieszył, a ja zwolniłam. Najpierw
wpadłam w panikę, no bo jak to - ja wlokę się niczym ślimak, zostałam już
daleko w tyle, a ludzie wciąż prą do przodu, pędzą, rozpychają się, gnają na
złamanie karku, szybciej i szybciej, byleby dalej, ale potem coś nagle we mnie
pękło, rozejrzałam się uważnie wokół i poczułam, że zaczyna wypełniać mnie
spokój, cudowny i kojący jak plasterek miodu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz