Drogi przyjacielu, deszcz
w Sarniej Dolinie to dobrodziejstwo. Od samego rana z prawdziwą pasją bębni w dach
werandy, żadnych fałszywych nut, przerw czy oznak zmęczenia. Istne szaleństwo!
Chłonę te dźwięki całą sobą, wszystkimi porami skóry, i czuję, że powoli się
odradzam niczym legendarny Feniks z popiołów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz