Drogi przyjacielu,
wczoraj przytrafiło mi się coś niezwykłego.
Znalazłam słowo
niepasujące do żadnego z mojej kolekcji. Próbowałam dopasować je na różne
sposoby, najpierw postawiłam w duecie z innym, na pierwszy rzut oka podobnym,
potem w rzędzie, w różnych miejscach, na początku, w środku i na końcu, lecz za
każdym razem układ zgrzytał okropnie, fałszywe brzmienie raniło uszy, wywołując
dyskomfort psychiczny. Aż w końcu zrezygnowana posadziłam je na kanapie obok siebie
i poczęstowałam imieninową wódką, której zostało z imprezy mnóstwo. Siorbało
chętnie, kielich za kielichem, choć było widać, że picie mu nie służy. Wódka
była gorzka i źle schłodzona, no i nie mieliśmy zagryzki. Wkrótce słowo padło
bez sił, zwinęło się w kłębek i zasnęło. Otuliłam je kocem, noce są teraz
zimne, i postanowiłam czuwać. Sny musiało mieć niespokojnie, bo co jakiś czas
niemiłosiernie się wierciło, a po jego policzkach płynęły łzy. Nad rankiem
chyba mi się przysnęło, w każdym razie na chwilę zamknęłam oczy, a kiedy znów
je otworzyłam, słowa już nie było...
Próbuję sobie przypomnieć
jego brzmienie i nie mogę. Bardzo mnie to dręczy, kochany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz