Drogi przyjacielu, dziś z
samego rana odwiedził mnie Kudłaty Listonosz. Wybiegłam mu na spotkanie z mocno
bijącym sercem. Jego pojawienie się w Sarniej Dolinie mogło oznaczać tylko
jedno - list od ciebie, wytęskniony i wyczekiwany. Ale Kudłaty Listonosz tym
razem nic dla mnie nie miał, więc tylko delikatnie się uśmiechnął, jakby lekko
zmieszany, a potem zagadnął:
- Dzień dobry, szanowna
pani. Właśnie byłem w pobliżu i pomyślałem: a zajrzę, zapytam o zdrówko!
- Dobrze pan zrobił! -
powiedziałam, strofując w duchu ogłupiałe nadzieją serce.
I usiedliśmy na werandzie
przy stoliku pachnącym kawą.
Wiadomość o wizycie
Kudłatego Listonosza lotem błyskawicy rozeszła się po domu i ogrodzie. Najpierw
pojawił się pan Leon z ogonem naprężonym jak antena, za nim z gęstwiny listowia
wypełzły słoneczne promienie i poczęły bez opamiętania igrać w kudłatej
czuprynie listonosza, nadając jej nieco rudawy odcień. Na płocie przysiadł
rudzik i przeskakując z miejsca na miejsce na swych krzywych nóżkach,
rozćwierkał się jak szalony.
Zrobiło się tak jakoś...
no nie wiem, weselej, jaśniej w duszy! Piliśmy kawę, a wszystko wokół śpiewało
i tańczyło, jakby świat odmienił się za przyczyną jakiegoś potężnego czaru,
jakby nagle znikł z niego cały smutek, a tylko szczęście zostało.
Musisz do nas koniecznie
przyjechać, kochany...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz