W Sarniej Dolinie pachnie
już jesienią. Sierpniowe słońce powoli zaczyna złocić liście. Prawie południe.
W całym domu pachnie kawą, którą sączę z filiżanki prababci, z małej,
porcelanowej, ozdobionej fantazyjnymi kwiatkami, przypominającej puzdereczko
pełne skarbów. Jak już ci pisałam, pradziadek zamiast pierścionka zaręczynowego
ofiarował swej ukochanej piękny serwis. Kawa z dodatkiem ich miłości smakuje
wyśmienicie, to najlepszy eliksir długowieczności.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
-
Kruszyna była tam od zawsze. Rosła niedaleko płotu i co roku wytrwale pięła się ku niebu. Nie wiadomo, skąd wzięło się drzewo, kto je pos...
-
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz