Drogi przyjacielu, dziś
byłam daleko. Zawędrowałam dalej niż kiedykolwiek - na skraj znanego mi świata.
Postanowiłam opuścić
Sarnią Dolinę raz na zawsze. Tak, opuścić! Nie wracać tu nigdy więcej! Wymazać
to miejsce z pamięci i ze snów! Wreszcie znaleźć swój kąt wśród ludzi, wrócić
do stada, stać się jego częścią i biec razem z nim, pędzić! Dokąd? Wiesz
dokąd...
Tak wiele razy wspólnie
próbowaliśmy odwrócić nieuniknione. Bezskutecznie...
Odchodząc, nie spakowałam
żadnej walizki, nie zabrałam żadnej rzeczy, która byłaby dla mnie pamiątką,
wszystkie książki zostały na półce, kamyki, szyszki i szkiełka na dnie
szuflady. Zrzuciłam skrzydła i ułożyłam je ostrożnie na łóżku. Nie będą mi już
potrzebne, pomyślałam, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie pożegnałam się z
Duchami. Odeszłam bez słowa. Nawet nie zapłakałam, widząc, jak stoją na
werandzie z bezradnie opuszczonymi rękami. Bóg ich pocieszy...
Po prostu poszłam przed
siebie, nie oglądając się, nie żałując niczego, aż ucichł śpiew ptaków, i
wtedy, w tej ciszy, wreszcie do mnie dotarło, że ty zostałeś...
Nie ruszyłeś za mną.
Dlaczego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz