23 sierpnia 2015

Matka fr.2 (Świerszcz w trawie)

                                                                          Wiki Arwena
Przez całe życie wychodziło jej to najlepiej. Umiała czekać... W dzieciństwie aż rodzice zawiążą jej sznurówki u butów, zaprowadzą do szkoły, przyrządzą jedzenie, wyręczą we wszystkim, co wymagało wysiłku, kiedy skończyła dwadzieścia lat, aż przepiszą na nią mieszkanie i wyswatają z jakimś porządnym katolikiem. Za każdym razem cierpliwość opłacała się, zawsze była jednak okupiona jakąś stratą. Rodzice rozwiedli się, matka umarła na nowotwór trzustki, a porządny katolik trzy dni przed ślubem uciekł do innej kobiety. Została sama bez jakichkolwiek perspektyw, bez wykształcenia, bez pracy, bez pieniędzy, bezradna, zakompleksiona, całkiem zdruzgotana. Co było robić, odstawiła dumę do lamusa i poszła do opieki społecznej po jałmużnę. Z zapomogi utrzymywała się przez dwa lata, aż dyrektor domu kultury za poręczeniem jej ojca, znanego w miasteczku malarza, dał Jadwisi posadę sprzątaczki. Wtedy właśnie postanowiła adoptować dziecko, które byłoby osłodą starości. Nie miała odwagi zajść w ciążę, zmierzyć się z bólem porodu. Zawsze była tchórzem. Powinna powiedzieć Weronice prawdę, ale najzwyczajniej w świecie bała się. Ten strach zakorzenił się gdzieś głęboko w duszy, zniewalał i gwałcił zasady, które wpojono pani Jadwidze w dzieciństwie. Matka co dzień zabierała ją do kościoła na nabożeństwo, co wieczór razem odmawiały pacierz i cząstkę różańca, raz w tygodniu wyznawała grzechy podczas świętej spowiedzi. Za każde najmniejsze kłamstwo, odstępstwo od dekalogu, mała Jadwisia musiała pościć. Powinna wyznać prawdę... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...