Kiedy Weronika skończyła pięć lat, pani Jadwiga zachorowała. Diagnoza była jednoznaczna, astma albo jak kto woli dychawica oskrzelowa. Napady duszności przychodziły niespodziewanie i w kilka minut pozbawiały wszelkiej mocy. Towarzyszyły im słyszalne już z oddali świsty i furczenia wywołane utrudnionym przepływem powietrza. Dzieciaki z miasteczka ochrzciły ją mianem Ciuchci. Niejednokrotnie pani Jadwiga, wracając zdyszana z torbą pełną zakupów, słyszała dobiegające z mieszkań na parterze drwiny "Ciuchcia nadciąga" albo "Ciuchcia wiezie towar". Przywykła do ludzkiego gadania, do biedy nie. Z powodu choroby musiała zrezygnować ze sprzątania, a leczenie było niezwykle kosztowne. Niski zasiłek nie wystarczał na pokrycie podstawowych potrzeb. Ojciec przestał pomagać finansowo, zdziwaczał, całe dnie spędzał w pracowni, malując. Rzadko opuszczał stary, drewniany dom położony na obrzeżach miasteczka, w lesie na wzgórzu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...

-
Wracała. Adam miał po nią wyjechać na dworzec. Zupełnie jak za studenckich czasów, pomyślała, tylko tym razem nie będzie margerytek ani nam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz