21 lutego 2015

Powrót na wrzosowisko (cz. 56) - Herbata u Traczykowej

  
Wiki Arwena
      Herbata była wyśmienita. Od kiedy wróciłam na wrzosowisko każdy łyk tego naparu był wyjątkowy. Dawniej nie znałam prawdziwego smaku herbaty. Kupowane w markecie paprochy w saszetkach w niczym nie przypominały herbatek parzonych przez tutejszych ludzi. Suszone owoce głogu, dzikiej róży i liście mięty, zalane wrzątkiem, z dodatkiem miodu, orzeźwiły mnie i rozgrzały, a kawałek placka drożdżowego pokrzepił.
- Teresa parzy w tych swoich dzbanuszkach równie smaczne napary... - przemknęło mi przez myśl, kiedy spróbowałam herbaty.
W piecu buzował ogień i miłe ciepło biło na pokój. Traczykowa usiadła na ławie niedaleko paleniska. Bawiąc się frędzlami chusty, którą zarzuciła na ramiona, zaczęła opowiadać:
- Początkowo myślałam, że z zaginięciem Bronka miał coś wspólnego ten, co chciał kupić działkę pod budowę hotelu. Już prawie zagarnął całą dolinę, jedynie nasze gospodarstwo stało mu na przeszkodzie.
- Kiedyś mieszkała tutaj stara Kukurydziowa, to znaczy Jagna Zytkowska, co się z nią stało? - zapytałam.
- Zytkowska, zanim poszła do domu starców, sprzedała gospodarstwo. Znała Bronka i wiedziała, że będzie o wszystko dbał, gospodarował jak się patrzy. Przyjechaliśmy tutaj w poszukiwaniu spokoju. Wcześniej ciągle praca i praca, on w miejskiej bibliotece, ja w szwalni. Przyszła emerytura, zaczęliśmy myśleć o własnym kącie z dala od miejskiego zgiełku, a tu cisza, świeże powietrze, kawałek ziemi. Sprzedaliśmy mieszkanie w bloku, odkupiliśmy gospodarkę od Zytkowskiej. Wszystko zaczęło się układać. Bronek trochę ogarnął wnętrze domu, co się dało odnowił, planował uporządkować podwórze, zaorać kawałek pola pod ogródek. W wolnym czasie zaczął gromadzić opowieści o tych terenach, legendy, miejscowe opowiastki, takie różne historie, które po każdej wsi krążą. Zamierzał to wydać. Już nawet nauczyciel z miasteczka przepisał mu rękopis na komputerze... Bronek skontaktował się z kilkoma wydawcami, miał posyłać tekst do redakcji, ale pojawił się ten biznesmen, wykupił ziemię od innych i zaczął  nas nękać. Mąż zrobił się nerwowy, nie mógł spać w nocy, całymi dniami włóczył się po wrzosowisku. Kiedy zniknął, pomyślałam, że ten biznesmen maczał w tym palce, ale policja sprawdziła ten trop i wykluczyła jego udział. Już dwa lata jak go nie ma. To tyle...
Traczykowa umilkła i zapatrzyła się w ogień. Nie trudno było odgadnąć, o czym myśli. Miała najsmutniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałam.
- Pani Heleno - powiedziałam - proszę nie tracić nadziei. W ciągu niespełna trzech tygodni moje dotychczasowe spojrzenie na świat uległo diametralnej zmianie. Jestem przekonana, że możliwe jest wszystko, nawet to, co wydaje się niemożliwe, całkiem odrealnione. Myślę, że pani mąż odkrył coś, co pozwoliło mu przedostać się na drugą stronę... do świata alternatywnego, istniejącego równolegle z tym naszym.
- Ależ Alu! Nie żartuj! - krzyknąłeś zdumiony. - To niemożliwe! Nie ma żadnego alternatywnego świata! Owszem, jest prawdopodobny w książkach, w literaturze, ale nie...
- Jest! Byłam w nim! To jedyne wytłumaczenie tego, co mi się przytrafiło - próbowałam cię przekonać. - Jakimś cudem udało mi się tam dostać! Coś mnie do niego ściągnęło! Przypuszczam, że Teresa, moja matka, pan Bronek też tam są! Pani Heleno, może mąż zostawił jakieś notatki, coś, co pomogłoby nam go odnaleźć, wyjaśnić całą sprawę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...