17 lutego 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.52) - Matka Wilczyca

      Staś bał się zostawać z matką. Właściwie to był jedyny powód dla którego jeździł z nami na Tarninowe Wzgórze. Mówił, że matka to wilczyca, która zakradła się pewnej nocy do kuchni i gdy wszyscy spali, rzuciła się na krzątającą po pomieszczeniu kobietę, rozszarpała jej ciało na strzępy, nasyciła się świeżą krwią, a potem przybrała ludzką postać. Początkowo ojciec śmiał się z dziecięcych opowieści o wilkołaku, ale gdy pewnego dnia spostrzegł, jak syn z przerażeniem i odrazą odsuwa się od matki, brał chłopca do siebie na noc i nigdy nie zostawiał go samego z kobietą, której zresztą coraz częściej zdarzały się stany otępienia i całkowitego wycofania z rodzinnego życia. W dzień przesiadywała w pokoju, zupełnie się o nas nie troszcząc. W nocy tłukła się po domu jak opętana, nie dając nam spać. Bywało, że rano zastawaliśmy w kuchni bałagan, porozrzucane garnki, skorupy naczyń, skażone odchodami jedzenie. Z czasem ojciec przejął wszystkie domowe obowiązki, a matkę zamykał w pokoju, by nikomu nie zrobiła krzywdy. Podjął również starania, by umieszczono chorą w zakładzie psychiatrycznym. Kiedy decyzja zapadła, matce nagle się polepszyło. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciła do rzeczywistości i na powrót stała się zwyczajną gospodynią domową, a my mogliśmy spokojnie wyprawiać się na narty. Staś jeździł już wtedy całkiem nieźle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...