Terenówka podskakiwała na nierównej drodze. Kuropatwy pierzchały niemalże spod kół, na co Neron reagował głośnym szczekaniem.
- Cicho, wariacie! Obudził się śpiący królewicz! - krzyczałeś ze śmiechem i spoglądałeś w lusterko. - No jak tam, Alu, śniadanie na miejscu?
- Oj, zwolnij odrobinkę! Ranek taki cudny! Dawno tutaj nie byłam - odpowiedziałam, rozglądając się z ciekawością.
W przejrzystym, mroźnym powietrzu okolica odsłaniała swoje piękno. Po obu stronach drogi wznosiły się strome stoki porośnięte tarniną. Ojciec przywoził nas tutaj na narty. Mieliśmy swoje ulubione tory, którymi zjeżdżaliśmy bez obawy, że narta zaczepi o jakiś występ skalny czy korzeń. Raz w roku, w jeden z jesiennych dni wybieraliśmy się na Tarninowe Wzgórze, by oczyścić nartostradę z przeszkód. Staś uczył się na mniej stromym stoku, ja zaś pewnie śmigałam w dół, więc ojciec pozwalał mi szusować tutaj. Tarninowe wzgórze było jednym z moich ulubionych miejsc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz