20 lutego 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.55) - Bibliotekarzowa

                 
Wiki Arwena

            Pani Traczykowa, żona bibliotekarza, początkowo spoglądała na nas nieufnie. Nic dziwnego, mieszkała przecież sama na tym odludziu. Pojawienie się nieznajomych w tej okolicy mogło wróżyć tylko jedno, kłopoty. Nie zdziwiłabym się, gdyby pojawiła się w drzwiach ze strzelbą i stojąc teraz na progu, mierzyła do nas z dwururki. Scenariusz rodem z filmów sensacyjnych rozbawił mnie i dodał nieco animuszu. Pies ujadał coraz głośniej, szczerząc kły i rozgrzebując łapami śnieg. Kobieta stała na progu chaty w milczeniu. Mierzyliśmy się przez chwilę oczami. Ubrana w wełniany szary sweter, spódnicę i ciepłe botki z filcu sprawiała miłe wrażenie, jednak z jej spojrzenia, zaciśniętych ust dało się odczytać dystans i zniecierpliwienie.
- Czego tu chcecie? Nie sprzedam gospodarki! - powiedziała mocnym głosem.
- My nie w tej sprawie - odrzekłam ze spokojem. - Szukamy żony bibliotekarza. Chcielibyśmy porozmawiać o jego zaginięciu. Podobno zbierał informacje o tym, co dzieje się na wrzosowisku.
Zawahała się, potem kazała psu iść do budy i zaprosiła nas do chałupy. Kundel pokornie podkulił ogon. Minęliśmy pogrążoną w mroku sień, znaleźliśmy się w pokoiku o drewnianej podłodze. W pomieszczeniu panował porządek, co stanowiło kontrast z wyglądem podwórka i chaty z zewnątrz. Na pobielonych ścianach wisiały obrazki przedstawiające górskie krajobrazy, w jednym kącie stało łóżko, w drugim piec z zapieckiem, naprzeciwko ogromna półka z książkami, na środku stół przykryty zdobioną serwetą. Wszystko skromne, schludne i zadbane. Sama mieszkanka chałupy była kobietą o inteligentnym wyrazie twarzy i dużych smutnych oczach. Bibliotekarzowa posadziła nas przy stole, sama zaś podreptała w kierunku pieca, by zaparzyć herbatę.
- Zawsze to przy czymś gorącym łatwiej się rozmawia - rzekła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...