18 lutego 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.53) - Wspomnienie

              Back płoszył kuropatwy. Gonił za nimi jak oszalały, tarzał się w śniegu, wczołgiwał pod krzaki tarniny. Gdy szusowaliśmy ze stoku, on węszył, biegał i szczekał, próbując schwytać wróbla albo zwinną sikorkę. Uganiał się za zającami. Tropił sarny, a kiedy trafiał na ślady wilka, niespokojnie strzygł uszami i stroszył sierść. Przybiegał do samochodu zziajany, z sierścią oblepioną śniegiem, z zaplątanymi w niej gałązkami i sosnowym igliwiem, szczęśliwy. Czyściliśmy mu futro, delektując się zapachem pieczonej kiełbasy. Ojciec rozpalał ognisko. Suche, żywiczne gałązki trzaskały w ogniu, iskry unosiły się wysoko, gasnąc w mroźnym powietrzu, a my na długich, zaostrzonych, leszczynowych patykach piekliśmy kiełbasę i wrzucone do żaru ziemniaki. Wspomnienie nielicznych chwil beztroski, kiedy zapominaliśmy o chorobie matki. Staś tańczył wokół ogniska jako wódz Apaczów, Back szczekał radośnie, a ojciec grał na organkach. Teraz, po wielu latach, Tarninowe Wzgórze poznało mnie i powitało śniegiem, świergotem ptaków, świeżym, mroźnym powietrzem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...