Wiki Arwena
Pani Róża czekała ze śniadaniem. Jadalnia kusiła zapachem jajecznicy i kawy. Staruszka stała na środku niewielkiej, pomalowanej na groszkowo sali, zapraszającym gestem wskazując miejsca przy zastawionym stole. W fartuszku ozdobionym makami, z siwymi włosami spiętymi w kok, łagodnym spojrzeniem i serdecznym, delikatnym uśmiechem przypominała mi babcię. Przyjeżdżała na wrzosowisko raz w roku. Był to czas najcudowniejszych, świątecznych smaków. Czas, kiedy wigilijne pierogi, klejone przez babcię, wypieszczone przez nią, wyczekane, rumieniły się na rozgrzanym masełku. Smak dzieciństwa! Do dziś mam je przed oczyma. Najlepsza była chrupiąca skórka. Zawsze rozgryzałam każdego uważnie, jakby miała z niego wyskoczyć błyszcząca moneta. Moneta wkładana do środka przez ukochaną babcię. Wspomnienie wysmukłej postaci pochylającej się nad kuchennym blatem, cierpliwej i zawsze uśmiechniętej. Jakże mi smakowały te babcine, złote pierożki ze skarbem w środku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niebieska marynarka
Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...

-
Wracała. Adam miał po nią wyjechać na dworzec. Zupełnie jak za studenckich czasów, pomyślała, tylko tym razem nie będzie margerytek ani nam...
Myślę, że mnie też by smakowały :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń