Poczuła zapach cytryny. Spojrzawszy na kuchenny
stolik, ujrzała cienkie plastry soczystego owocu leżące na talerzu. Wciągnęła
głęboko do płuc nasycone aromatem powietrze. Potem oparła plecy o grzejnik i
siedziała w bezruchu, rozkoszując się miłym ciepłem. Czuła, jak nabiera mocy.
Potrawy smakowały, jakby jadła je po raz pierwszy, sen niósł świeżość umysłu, a
seks dawał przyjemność. Nie było powodu do niepokoju. Znów przecież żyła...
Wczoraj wybrała się na zakupy, zadzwoniła do matki z zapytaniem o zdrowie, sprzątnęła
sypialnię i uprasowała koszulę męża. Powinna jak najszybciej znaleźć miejsce w
żłobku dla małej i wrócić do pracy. Tak, najwyższa pora pokazać wszystkim nową
Agnes...
Firanki
leciutko zadrżały. Podmuch mroźnego powietrza obudził ją z zamyślenia,
zmuszając do skupienia uwagi na tonącej
w półmroku twarzy męża. Tego ranka uparł się, by porozmawiać. Nie czuła się nim
rozczarowana. Obawiała się, że właśnie tak pomyśli. W końcu musi zrozumieć, że
każde z nich pojmuje rzeczywistość w inny sposób. Jej przeżycia na pewno nie są
z nim związane. Po prostu zrozumiała nagle, że do tej pory żyła złudzeniami.
Gdy uświadomiła sobie, że powodem jej wewnętrznego niepokoju jest zderzenie
złudzeń z rzeczywistością, postanowiła wyzbyć się choć części oczekiwań wobec
ludzi, wobec siebie. O dziwo, poczuła się lepiej! Miała teraz więcej siły, by
żyć w teraźniejszości. Nie wolno mu było przepraszać za cokolwiek. A przecież
siedział naprzeciwko i trzymając ją za rękę, od kilku minut tłumaczył coś
zawile. Poczucie winy nie było potrzebne. Przeszkadzało w oddychaniu.
- Wszystko będzie dobrze... - szepnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz