27 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.31) - Biel

          Wokół panowała cisza. Koiła ból głowy, który jeszcze przed chwilą wydawał się nie do opanowania. Łapczywie wciągałam do płuc powietrze, syciłam się nim, czując, jak w ciało wstępują nowe siły. Mdłości minęły, a w ich miejsce pojawiło się pragnienie podążania na przód, takie samo jak przed laty, równie mocne jak tego dnia, gdy nie mogąc znieść widoku matki siedzącej przy kuchennym stole, jej tępego spojrzenia, braku łez, wyszłam z domu i pobiegłam na oślep przez wrzosowisko, byleby przed siebie, bez planu, bez celu. W pokoju obok kuchni, na łóżku przykrytym prześcieradłem, leżał martwy Staś. Ubrany w biały garnitur wyglądał jakby spał. Miałam wrażenie, że za chwilę otworzy oczy, zerwie się  z czystego, świątecznego posłania i z uśmiechem pobiegnie przez wrzosowisko do kościoła, w którym kilka miesięcy wcześniej po raz pierwszy przyjął komunię świętą. Biel wyciskająca łzy, wspomnienie ojca klęczącego na podłodze i ból rozdzierający płuca... Tak, trzeba biec dopóki sił starczy, a potem upaść, zasnąć! Ale co to? Z oddali dobiega szczekanie! To Back! Słyszę go coraz bliżej! Wytropił mnie, przygonił po śladach, liże po twarzy, ciepły jęzor. Muszę otworzyć oczy, wstać, iść do domu. Tam przecież rodzice...
- Neron, chodź tu, do nogi! Nie rusz! - rozległ się stanowczy, ostry głos.
Otworzyłam oczy. Pochylał się nade mną nieznajomy mężczyzna. Z jego ust wydobywała się szara mgiełka, która natychmiast rozwiewała się na tle pochmurnego nieba. Było mi niemiłosiernie zimno.
- Czy dobrze się pani czuje? Co się stało? Co pani tu robi o tej porze? - zapytał z niepokojem i po chwili, nie usłyszawszy odpowiedzi, zaczął rozcierać mi dłonie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...