06 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.7) - Matka

Wystarczyła chwila, by zziębnięte ciało rozgrzało się. Gdy zmieniłam ubranie na suche i napiłam się gorącej herbaty z miodem, byłam gotowa na spotkanie z matką. Staruszka chyba mnie nie poznała. Co prawda miałam wrażenie, że usłyszawszy mój głos, drgnęła, a przez pomarszczoną twarz przebiegł delikatny grymas, jakby złości, rozdrażnienia, potem jednak woskowa maska stężała na nowo, co upewniło mnie w przekonaniu, że matka jest w letargu i tylko jakieś wyjątkowe zdarzenie mogłoby ją z niego wybudzić. Blade światło nocnej lampki czyniło ją upiorną, pozbawioną życia. Rozejrzałam się. Przerażał mnie ten pokój. Matka nie pozwalała do niego zaglądać, a ilekroć, kierowana dziecięcą ciekawością, zakradłam  się do mrocznego pomieszczenia, strach ściskał moje serce. Byłam pewna, że czai się tam zło, które wcześniej czy później dopadnie mnie i rozszarpie. Pokój nie pozwalał się oswoić, mimo że łamałam zakaz kilkakrotnie i przekraczałam granicę mroku. Zawsze cuchnęło w nim stęchlizną, a nieodkurzane przez lata meble skrzypiały. Wyobrażałam sobie ogromne pająki, kryjące się w mrocznych zakamarkach pomieszczenia, czyhające  na ofiarę, gotowe w mgnieniu oka opętać zdobycz pajęczyną, zatopić w jej ciele ostre, jadowite szczękoczułki i wyssać z niego  życie. Okno pokoju, wiecznie zasłonięte kotarą, nie przepuszczało  dziennego światła, tłumiło każdy dźwięk z zewnątrz. Nie miały do niego dostępu ani wyjący wiatr, ani szum deszczu.
Na powitanie musnęłam ustami czoło matki.  Było zimne. Mdły zapach wysuszonej, żółtej skóry napełnił mnie odrazą. Na chwilę uniosła głowę, spojrzała na mnie. Błysnęły w półmroku białka oczu głęboko osadzonych w czaszce. Nie było w nich nic znajomego, najmniejszej iskierki radości, tylko chłód. I coś jeszcze... Coś, co sprawiło, że zadrżałam i odsunęłam się gwałtownie od kobiety.
- Pani matka czuje się ostatnio gorzej - szepnęła Teresa, kiedy usiadłyśmy przy stole w kuchni. 
Kubek gorącej melisy działał kojąco. Piłam łyczkami, patrząc na pulchne dłonie opiekunki. Wyczuwałam w jej głosie strach, a ona cicho mówiła dalej:
-  Lekarz twierdzi, że od czasu wylewu ciało pani matki nie było w lepszej formie. I tak jest w istocie. Staruszka ma siłę i gibkość nastolatki, jest to niezwykłe, ale co innego mnie niepokoi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...