Sen nie chciał nadejść. Myślami tkwiłem przy Ani. Zapatrzony w oliwkowe oczy, czułem jeszcze delikatny dotyk chłodnych dłoni. Przyjemny zapach imbiru koił zmęczenie. Duszno, choć przez szeroko otwarte okno wkradał się wilgotny powiew wiatru. Wyszedłem z pokoju. Noc zdążyła wygładzić powierzchnię wody. Gdzieniegdzie gwiazdy… Przysiadły na przejrzystym zwierciadle jak stada mew. Cisza. Ułożyłem się wygodnie na plaży. Wilgotny piasek chłodził rozgrzaną skórę. Nie było jeszcze późno. Mogłem z nią zostać.
- Karol mieszka w małej miejscowości – szepnęła, nie wypuszczając mojej dłoni. – Jego rodzice nie są źli...
Była spokojna, kiedy to mówiła. Opuszkami palców gładziła szorstką skórę moich rąk. Równała dotykiem każdą zmarszczkę. Zamknąłem oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz