05 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.6) - Dom

Dom, ukryty w ciemności, przyzywał mnie. Słyszałam jego przerażony głos i czułam rozpacz. Zdawał się być żywym, cierpiącym stworzeniem, które szuka bezpiecznego schronienia. Czekał tak długo, a teraz, gdy ujrzał mnie stojącą w ogrodzie pośród deszczu, wyciągał swoje poszarpane ramiona jak porzucone dziecko, które po latach poniewierki poczuło ciepło i pragnie nasycić się nim jak najszybciej. Ja sama potrzebowałam go równie mocno, poddałam się więc fali wzruszenia i zapłakałam.
Na poddaszu paliło się blade światło, pozostała część budynku tonęła w mroku. Po omacku ruszyłam ku schodom, weszłam na werandę. Silny podmuch wiatru popchnął mnie w kierunku dużych drzwi. Drżałam z zimna, z trudem namacałam klamkę, wilgotny metal ślizgał się w dłoni. Nacisnęłam więc guzik dzwonka. Kilka chwil później zgrzytnął klucz w zamku i ciężkie, obite żelazem drzwi otworzyły się. W oświetlonym przedsionku stała kobieta. Była to Teresa, z którą korespondowałam, kiedy matka zachorowała. Przeprowadziła się do naszego domu i troskliwie zajmowała chorą. Dzięki opiece wkrótce staruszka doszła do siebie. Teresa cierpliwie znosiła kaprysy matki, ta zaś w niedługim czasie powierzyła jej wszystkie sprawy. Było mi to na rękę. Po wylewie matka wymagała stałej opieki, szukałam więc kogoś, kto zająłby się nią i domem. Teresa robiła to świetnie.
- Proszę, niech pani wejdzie  - powiedziała życzliwie, usuwając się z przejścia, a ja weszłam do ciepłego pomieszczenia.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...