30 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.34) - Wariatka

        Patrzyłam na pochylony dach, dziury po wyrwanych przez wiatr dachówkach, wybite szyby w oknach, mury odarte z tynku, zapuszczony ogród, kawałki zmurszałych desek i szkieł. Wszystko w nieładzie, porozrzucane po podwórku, niektóre szczątki na w pół wrośnięte w ziemię, przykryte śniegiem. Wokół domu chaszcze, suche badyle pokrzyw, stare bukszpany, od lat nieprzycinane. Jak to możliwe? Przecież jeszcze kilka godzin temu dom tętnił życiem? Teresa o tej porze zaparzała zioła, nuciła jedną z tych swoich smętnych piosenek albo ganiała po kuchni ze szczotką. A co z matką? Gdzie się obydwie podziały i co u licha stało się z domem? Co dzieje się ze mną? Nie umiałam poradzić sobie z nawałem pytań rodzących się pod wpływem widoku opustoszałego domu. Nasuwała się jedna odpowiedź, przerażająca, ale tłumacząca wszystko.
- Tak, jestem wariatką... - szepnęłam.
Stałeś w milczeniu obok. Nie mogłam zrobić ani jednego kroku. Tkwiłam w miejscu, patrzyłam na zrujnowany przez upływ czasu budynek i powoli docierało do mnie, że wszystko, co przeżyłam w ciągu ostatnich dwóch tygodni, było snem. A może śniłam teraz? Zaraz się zbudzę, Teresa wyjdzie na werandę i  wesoło zawoła:
- Pani Alicjo, upiekłam szarlotkę!
Zapach pieczonego ciasta będzie się niósł na całą okolicę. Wejdę do nagrzanej kuchni, usiądę przy stole i słuchając trajkotania Teresy, zjem kawałek placka. Potem przyjedzie pan Alfred z nowinami z miasteczka. Co jest prawdą, a co snem? Kiedy skończy się ten koszmar?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...