12 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.13) - Bukszpan

          Na mogile, wśród badyli uschniętych pokrzyw, rósł bukszpan, ten sam, który zasadziłam przed wyjazdem. Rozwinął się przez te lata w okazały krzew o ciemnozielonych, drobnych, eliptycznych liściach. Ojciec uwielbiał rośliny, bukszpan szczególnie. Wierzył, że krzew oczyszcza, chroni i odblokowuje ukrytą w człowieku energię. Gałązki bukszpanu leżały na werandzie, okiennych parapetach, przy każdym progu. Ojciec sadził go wszędzie, w ogrodzie, sadzie, wzdłuż ogrodzenia, w wielkich donicach na werandzie, a ja patrzyłam z fascynacją, jak wielkimi ogrodowymi nożycami przycina roślinę i formułuje z niej różne kształty. Wyczarowywał je dla mnie, potem opowiadał historie z nimi związane. Każda inna, jedne wesołe, drugie smutne albo przerażające. Zielone rzeźby ożywały w tych opowieściach. Z mniejszych okazów bukszpanu powstawały kule, duże zamieniały się w zajączki, koty i psy.
        Kiedyś ojciec z ogromnego krzewu rosnącego na wzniesieniu przy domu uformował wilka. Zwierz wyglądał naprawdę groźnie z zadartym ku niebu pyskiem i sterczącymi czujnie uszami. Długi czas bałam się tej rzeźby, szczególnie nocą, gdy przy pełni księżyca olbrzymia czarna sylwetka wilka rysowała się na tle gwiaździstego nieba, a z oddali dochodziło przeciągłe wycie współplemieńców.

1 komentarz:

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...