Rzucili się ku piecykowi. Pan Alfred dopadł go
pierwszy. Szybkim, zwinnym ruchem otworzył drzwiczki i już miał ratować
szarlotkę, jednak gorąco, które wydobyło się z czeluści kuchenki, skutecznie
powstrzymało gorliwca. Jako druga do piecyka podbiegła Teresa, ja zaś stałam
bezradnie na środku kuchni i przyglądałam się obydwojgu. Niewielkie
pomieszczenie natychmiast wypełniło się zapachem spalenizny. Teresa chwyciła
przez fartuch rozgrzaną blaszkę i wybiegła na werandę. Widziałam, jak stojąc
nad spalonym ciastem, pochlipywała, a skruszony
pan Alfred przekonywał:
- Pani Teresko, no proszę spojrzeć, tylko z wierzchu
leciutko przypalona. Ja to lubię takie chrupiące ciasto i tak sobie myślę, że
dziś to nawet zjem ze trzy kawałki więcej niż zwykle.
I na znak, że szarlotka w takiej postaci niebywale mu smakuje, łamał kawałki jeszcze gorącego ciasta, opychał się nimi gorliwie, brudząc wąsiska. Zerkał przy tym na zrozpaczoną kucharkę, jakby tym spojrzeniem pragnął zetrzeć z jej twarzy całą przykrość. Teresa najwidoczniej wyczuła zamiary troskliwego opiekuna, bo w jednej chwili pojaśniały jej oczy, porządnie wydmuchała czerwony nos w fartuszek i poczęła dłońmi strzepywać okruszki z wąsów pana Alfreda, przyprószając je przy okazji delikatną, mączną siwizną.
I na znak, że szarlotka w takiej postaci niebywale mu smakuje, łamał kawałki jeszcze gorącego ciasta, opychał się nimi gorliwie, brudząc wąsiska. Zerkał przy tym na zrozpaczoną kucharkę, jakby tym spojrzeniem pragnął zetrzeć z jej twarzy całą przykrość. Teresa najwidoczniej wyczuła zamiary troskliwego opiekuna, bo w jednej chwili pojaśniały jej oczy, porządnie wydmuchała czerwony nos w fartuszek i poczęła dłońmi strzepywać okruszki z wąsów pana Alfreda, przyprószając je przy okazji delikatną, mączną siwizną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz