Teresa piekła właśnie szarlotkę, kiedy wparował pan Alfred i przemierzając szybkim krokiem całą długość kuchni, oznajmił:
- Niebywałe! Drogie panie, na nowo mamy w miasteczku kino! W sobotę pierwszy seans!
Twarz miał zarumienioną, oczy roziskrzone, co chwila podkręcał sumiasty wąs, chodził tam i z powrotem jakby wiadomość, którą przyniósł, obwieszczała wypełnienie się słów apokalipsy i wkrótce miał nastąpić koniec świata. Teresa, zaskoczona tym nagłym wejściem sklepikarza, w pośpiechu zdejmowała fartuch ubrudzony jabłkami, próbując jednocześnie poprawić rozwichrzoną fryzurę.
- Oto bilety... Hm... Myślę, że nie odmówicie mi, panie, i dacie zaprosić się na seansik? - rozentuzjazmowany Don Juan łypał oczkami w kierunku Teresy.
Poczerwieniała w jednej chwili i mnąc fartuszek rękami białymi od mąki, patrzyła z uwielbieniem na pana Alfreda.
Ja zaś krzyknęłam:
- Ciasto się pali!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz