16 stycznia 2015

Niechciane imię (Bajka dla mojego przyjaciela)

Dla Izy
         Na świecie jest wiele różnych imion. Wystarczy tylko zajrzeć do kalendarza. Śpią tam wszystkie poukładane w kolorowe rzędy liter… Kiedy spoglądam w kalendarz, literki uśmiechają się do mnie jak gwiazdy z nieba. Raz w roku każde z imion obchodzi swoje święto. To bardzo ważny dzień dla każdego z nich. Obowiązuje wówczas szczególny rytuał. Ważne, by wstać skoro świt! Pod żadnym pozorem nie wolno przegapić wschodu słońca! Przed wyjściem z łóżka koniecznie trzeba przeciągnąć się jak kot na płocie i uśmiechnąć do słoneczka… Należy założyć odświętne ubranie i pobiec jak najszybciej po ciastka do cukierni. Potem trzeba obowiązkowo kupić kolorowe baloniki i zanim przyjdą goście, przystroić nimi pokój. Każdy przecież lubi swoje imieniny… prawda? No! Prawie każdy…

           Dzisiaj opowiem ci o pewnej dziewczynce, która nie lubiła swojego imienia… Dom, w którym mieszka bohaterka opowieści, różni się od innych budynków stojących przy ulicy Groszkowej. Zielone ściany są tak wysokie, że stojący na chodniku przechodzień nie może dostrzec ostatniego piętra. W słoneczny letni dzień obłoki niemalże zahaczają o szczyt bloku. Kiedy mgła otula całe miasteczko, budynek wygląda tak, jakby jego dach pogrążony w gęstych oparach skradli kosmici. Nieuważne ptaki, prawdziwe powietrzne odrzutowce, łamią sobie dzioby o twarde betonowe płyty budowli. Iza wraz z rodzicami i jamniczkiem Forestem mieszka na ostatnim piętrze tego wieżowca. Prawda, że Iza to piękne imię? Bardzo śliczne! Jego właścicielka była jednak ciągle z niego niezadowolona. Kiedy koleżanki z podwórka wołały ją po imieniu, by przyszła się z nimi bawić, dziewczynka odwracała głowę, udając, że to nie o nią chodzi. Gdy rodzice prosili, by nakarmiła jamniczka albo wyniosła śmieci, smarkula zamykała się w swoim pokoju i układała puzzle, sprawiając wrażenie głuchej. Nadszedł dzień imienin. Wielkie święto! Mama przygotowała na tę okazję smakołyki, a tata pięknie przystroił salon. Zaproszeni na uroczystość goście od samego rana poszukiwali w sklepach odpowiednich na tę okazję prezentów. Wszyscy byli tego dnia radośni. Jedna Iza była niezadowolona… Nie lubiła swojego imienia, więc nie miała zamiaru obchodzić z tej okazji uroczystości… Kiedy już wszyscy byli gotowi, a dom lśnił ślicznie przystrojony, dziewczynka zamknęła się na klucz w pokoju i otoczona sztabem lalek stwierdziła, że nie ma czasu na takie głupoty jak imieniny. Tata długo stał pod drzwiami i prosił córeczkę o to, by przyszła do salonu. Nawet jamniczek Forest drapał w drzwi łapkami… Iza nie wyszła do gości, nie przyjęła od nich życzeń ani prezentów… Właśnie tej nocy imię postanowiło opuścić swoją właścicielkę i pójść w świat. Niekochane, niechciane obraziło się na dziewczynkę. Kiedy spała, spakowało swoje trzy literki w małą walizeczkę, wskoczyło na wędrującą po niebie chmurkę i odpłynęło tam, gdzie każdego ranka wschodzi słońce. Gdy dziewczynka obudziła się, zdziwiła się, że mamusia nie woła jej tak jak zwykle na śniadanie. Pobiegła do kuchni, myśląc, że mama po prostu zaspała i nie przygotowała na czas jedzonka. Okazało się, że na stole stały już kanapki z żółtym serem i dżemem mirabelkowym.
- Mamusiu! Czemu mnie dzisiaj nie obudziłaś!? – zawołała z wyrzutem dziewczynka, kiedy wbiegła do kuchni. – Jestem już taka głodna! Co na śniadanie?
Mama nie odpowiedziała ani jednym słowem. Nadal krzątała się w kuchni. Sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie widziała córeczki.
- Mamusiu! – jeszcze raz zawołała dziewczynka.
I tym razem mama nie zareagowała. Dziewczynka nadaremnie próbowała zwrócić na siebie uwagę mamy. Ona po prostu nie widziała córeczki. Po chwili do kuchni wszedł tata. Zaspany nalał sobie kawy i usiadł przy kuchennym stole, nie patrząc nawet w kierunku dziewczynki. Piesek Forest po wyjściu z wielkiego kosza, przeciągnął się, ziewnął i podbiegł do miseczki wypełnionej smakowitymi chrupkami. Na próżno dziewczynka mówiła do rodziców, podchodziła do nich i dotykała. Dla nich po prostu przestała istnieć. Szybko pobiegła do swojego pokoju, ale i tam zniknęły wszystkie znaki jej bytności. Dziewczynka usiadła na podłodze i zaczęła głośno płakać.
- Hej! Czemu ryczysz mała?
Iza spojrzała wokół siebie, ale nikogo nie spostrzegła. Działy się dziwne rzeczy, których dziewczynka nie rozumiała. Zaczęła po prostu bać się i płakać coraz głośniej.
- Wiem, wiem świat ci się posypał! Dzisiaj rano, kiedy jeszcze spałaś, twoje imię po prostu sobie poszło! – ponownie usłyszała nieznany głos.
- Jak to imię sobie poszło?! – spytała, mając nadzieję, że za chwilę zza kotary wychyli się tata i zacznie śmiać się z powodu udanego żartu.
- A tak! Poszło sobie! – ciągnął głos. – Nie dbałaś o nie, wstydziłaś się go, nie lubiłaś go, więc spakowało walizkę i wybrało się w podróż.
- To niemożliwe! To nie dzieje się naprawdę! – krzyczała dziewczynka, pocierając dłońmi oczy. – To niemożliwe!
- Owszem, owszem… - upierał się głos. – Dopóki go nie znajdziesz i nie namówisz do powrotu, nikt cię nie będzie widział. Imię jest ważne w życiu… Dzięki niemu jesteśmy wyjątkowi, jedyni w swoim rodzaju. Kiedy wypowiadamy imię ukochanej osoby, jego brzmienie sprawia, że serce bije nam mocniej. Moc imienia jest niezwykła. Powierzone naszemu sercu zakwita w nim, by cieszyć wszystkich tych, którzy nas kochają.
- Kim jesteś, że to wszystko wiesz? – zawołała poprzez łzy dziewczynka.
- Hm…Jestem Forest, twój pies.
- Forest? - Iza spojrzała pod szafkę, na której siedziały różne maskotki i ujrzała tam jamniczka. - To ty umiesz mówić?
- To takie dziwne? Oczywiście, że mówię! Hau… Hau… Gdybyś nie była tak bardzo zajęta sobą, na pewno dostrzegłabyś, że w wolnych chwilach czytam twój elementarz. Umiem nie tylko mówić po ludzku, ale też świetnie czytam i piszę, liczę do dziesięciu bez użycia patyczków z kości. Hau… Hau… Twoje imię po prostu sobie poszło! Nie dziwię mu się! Traktowałaś go bardzo źle! Ciągle nie miałaś czasu cieszyć się nim. Niechciane, niepielęgnowane odeszło od ciebie i wróciło do swojego domu. Daleko stąd jest ogród, w którym specjalnie wyszkolony ogrodnik troskliwie opiekuje się rosnącymi tam imionami. Za każdym razem, gdy na niebie zapala się kolejna gwiazda oznaczająca narodziny człowieka, ogrodnik zrywa jedno z imion i powierza jego brzmienie ptakom. Skrzydlaci posłańcy niosą je do serc szczęśliwych rodziców. Hau… Hau…
             Dziewczynka przecierała oczy, patrząc na kłapiącego pyszczkiem Foresta. Miała nadzieję, że wszystko jest wytworem wybujałej wyobraźni i gdy tylko uszczypnie się w czubek nosa, gadający jamniczek zniknie wraz z nieprzyjemnym uczuciem strachu. Wieczorem długo nie mogła zasnąć. Nic więc dziwnego, że ze zmęczenia ma przewidzenia. Do późna w nocy wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące z salonu. Mama z tatą rozmawiali o czymś głośno. Pewnie wspólnie zastanawiali się, jak uszczęśliwić córeczkę. To, że nie lubi swojego imienia, wcale nie zwalnia innych z obowiązku obdarowywania jej imieninowymi prezentami. Była pewna, że i w tym roku rankiem zastanie pod drzwiami ułożone w piękny stosik prezenty. Hm… A tu zamiast podarków takie nieszczęście! Niemożliwe, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jakiś złośliwy chochlik postanowił popsuć jej radość. Iza uniosła rączkę do nosa, uszczypnęła się w niego boleśnie, mając nadzieję, że przewidzenie pryśnie. Forst przyglądał się jej z ciekawością, oblizując pyszczek po nie tak dawnym śniadanku.
- Najwyższa pora, byś uwierzyła w to, co się stało. – rzekł, ocierając swój rudy grzbiet o krawędź szafki.
– Hau… Hau… Twoje imię wróciło do ogrodu i wkrótce zostanie wraz z innymi niechcianymi dźwiękami rzucone do kotła zapomnienia. Żadne z nich jeszcze stamtąd nie wróciło. Żaden dźwięk nie wydobył się z mrocznej otchłani. Musisz się śpieszyć!, jeśli chcesz odzyskać utracone imię.
- A więc nie jesteś przewidzeniem? Nadal mówisz ludzkim głosem! – zawołała dziewczynka, pocierając zaczerwieniony nosek. – Ojej, to wszystko dzieje się naprawdę!
Forest wygramolił się spod szafki i zwinnym ruchem wskoczył na stojący obok niej taboret. Usiadł na nim i przednią łapą podparł pyszczek, co wprawiło w osłupienie Izę. Wszystkiego mogła się spodziewać, tylko nie widoku psa siedzącego na stołku jak człowiek. Forest, nie zważając na reakcję dziewczynki, rzekł:
- Ej, nie wszystko przecież jest stracone! Pomogę ci, tylko przestań szczypać się w nosek, bo wygląda już jak burak po imieninowej imprezie! Hau… Hau…
Iza od razu zarumieniła się. Wzmianka o imieninach uświadomiła jej, w jakiej znajduje się sytuacji. Jej własne imię opuściło ją, rodzice zapomnieli o jej istnieniu, a ona sama była zdana na łaskę psa.
- Nie ma co czekać! Koniecznie musisz pójść do ogrodu imion. Hau… Hau… To jedyna szansa! Jeśli dotrzesz tam na czas, odzyskasz to, co tak beztrosko straciłaś. Biada ci, jeśli się spóźnisz. Twoje imię utonie w mroku zapomnienia. Już nigdy twoi bliscy cię nie wspomną.
           I tak mała Iza, kierując się wskazówkami Foresta, wyruszyła w daleką podróż. Jamniczek poprosił zaprzyjaźnionego bociana, by ten przeniósł dziewczynkę do tajemniczego ogrodu. Ptak rozłożył szerokie skrzydła i poszybował w stronę wschodzącego słońca. Delikatne promienie otuliły ciepłem udręczone smutkiem dziecko. Iza zasnęła. Miała piękny sen. W salonie przystrojonym kolorami tęczy tańczyli jej bliscy, a ona wśród nich. Wszyscy świętowali jej imieniny. Kiedy dziewczynka obudziła się, byli już na miejscu. Ogród wyglądał o poranku magicznie. Nad kwiatami unosiły się motyle. Ich skrzydła mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Wśród traw połyskiwały kropelki rosy. Delikatny powiew wiatru kołysał rośliny w rytm jakiejś tęsknej melodii.
- Kle… Kle… Jesteśmy na miejscu! – zawołał bocian do dziewczynki.
Usiadł na pachnącej ziołami łące i pożegnał swoją pasażerkę tymi słowami:
- Musisz teraz odnaleźć ogrodnika, który decyduje o losie imion. Mieszka na końcu tej ścieżki. Może nie wyszedł jeszcze do swej codziennej pracy i zastaniesz go w domu. Kle… Kle… Bądź wobec niego szczera. Otwórz przed nim swoje serce. Niczego nie zatajaj, a na pewno okaże ci zrozumienie i pomoże w kłopocie.
          Dziewczynka pożegnała skrzydlatego przyjaciela i pobiegła wąską ścieżką we wskazanym kierunku. Rzeczywiście, na końcu dróżki ujrzała mały ocieniony pnączami domek. Nie namyślając się długo, zapukała do drzwi. Czekała z bijącym serduszkiem. Gdy usłyszała kroki po drugiej stronie drzwi, zarumieniła się, a jej raczki zaczęły nerwowo miąć skrawek sukienki. Drzwi uchyliły się i Iza ujrzała najpierw siwą brodę, potem długie opadające na ramiona wąsy, a na koniec niebieskie oczy miłego staruszka. Dygnęła ładnie, starając się zrobić na tajemniczym ogrodniku dobre wrażenie.
- Dzień dobry. Czy pan może jest ogrodnikiem? Mam na imię Iza. A właściwie… - w tym właśnie momencie dziewczyna uświadomiła sobie, że tak naprawdę straciła swoje imię i nie powinna go używać, dopóki nie znajdzie jakiegoś sposobu na odzyskanie go.
          Gdy tylko pomyślała o swojej stracie, łzy napłynęły jej do oczy i już nic nie mogła powiedzieć. Stała przed staruszkiem, ocierając krople z policzków rękawkiem. Ogrodnik bez słowa wprowadził dziewczynkę do chatki i usadowił ją na pomalowanym w kwiatki krzesełku.
- Wiem o twoim kłopocie… Prawdę mówiąc czekałem na ciebie. Ze smutkiem patrzyłem na to, jak traktujesz swoje imię. Sam przed laty powierzyłem je twoim rodzicom. Widziałem ich radość w chwili twoich narodzin. Niewyobrażalne szczęście! Cieszyłem się wraz z nimi, słysząc z ich ust pieszczotliwe brzmienie twojego imienia. A ty odrzuciłaś swoje imię… Odeszło od ciebie zranione… Zapukało wieczorem do bram ogrodu. Było bardzo smutne. Wcześniej czy później musiało tak się stać. Imiona są bardzo wrażliwe i szybko przywiązują się do swojego właściciela. Łatwo je zranić. Postąpiłaś bardzo nierozważnie.
Dziewczynka bezradnie opuściła drżące dłonie na kolana.
- Co mam zrobić, by naprawić swój błąd?! Czy jest jakaś szansa na to, bym odzyskała imię? Obiecuję, że się zmienię! Teraz wiem, że byłam niemądra!
Ogrodnik spojrzał z uśmiechem na zapłakane dziecko:
- Nie płacz… Twoje imię wróci do ciebie, ale musisz pokazać, że na nie zasługujesz. Wraz ze mną będziesz dziś pracować w ogrodzie i pielęgnować młode pędy imion.
        I tak Iza podjęła się trudnego zadania opiekowania się delikatnymi pędami imion. Musisz wiedzieć, że to wielka odpowiedzialność i ciężka praca. Wśród rosnących w ogrodzie imion pojawiały się również takie, które należało szybko wyrwać i zniszczyć, by swoim jadem nie zatruły tych dobrych i pięknych. Nie było to łatwe! Jadowite pędy mnożyły się nieprawdopodobnie szybko.
- Musimy zniszczyć je w kotle zapomnienia. – tłumaczył dziewczynce ogrodnik - Gdyby urosły większe, przysłoniłyby słońce i kwiaty szlachetnych imion uschłyby z rozpaczy i smutku. Jad zatrułby ludzkie serca. Nie możemy dopuścić do tego, by ludzie wzajemnie ranili się brzydkimi przezwiskami. Moim zadaniem jest obdarowywać świat brzmieniem pięknych imion. Jestem jednak już stary i nie zawsze mam siłę, by pozbyć się wszystkich złych pędów. Czasem niektóre z nich przenikają do ludzkiego serca, raniąc boleśnie bliskie osoby. Bywa, że imiona, którymi obdarowałem ludzi, wracają do mnie…
          Iza pracowała w ogrodzie przez cały dzień. Jej ręce były już bardzo zmęczone. Jednak dziewczynka nie poddawała się. Walczyła z jadowitymi pędami już nie tylko po to, by odzyskać imię. Pragnęła zmienić świat. Uczynić go lepszym. Sprawić, by ludzie obdarzali się pięknymi imionami, by nikt nie cierpiał z powodu brzydkich przezwisk. Palce dziecka głaskały delikatnie kwiaty szlachetnych imion. Rośliny tak troskliwie pielęgnowane emanowały coraz piękniejszym brzmieniem.
        Nadszedł wieczór, a wraz z nim odpoczynek. Ogród pełen magicznych dźwięków pogrążył się w odprężającym letargu. Dziewczynka zmęczona całodzienną pracą zasnęła. Ogrodnik z uśmiechem nachylił się nad jej delikatnym ciałem i położył na dziecięcym serduszku kwiat o cudownym brzmieniu – Iza. Dziewczynka wróciła do domu, niosąc w sercu radosne brzmienie swojego imienia. Jej ulubionym dniem stały się odtąd imieniny!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...