31 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.36) - Pustka

         Kiedy przekroczyłam próg domu, ujrzałam odrapane z tynku, zagrzybione, upstrzone pajęczynami ściany. Blade światło rozjaśniało zagracone pomieszczenia. Do pokojów prowadziły puste jamy futryn. Ruszyłam do kuchni, która jeszcze niedawno świeciła czystością, a teraz była pełna zniszczonych mebli, płytek zdartych ze ściany, potłuczonych na kawałki. Piec, przysypany sadzami i gruzem, przerażał. Nikt nie uwierzyłby, że jeszcze wczoraj pyrkotał na nim sagan pysznego bigosu, na patelni skwierczały pierożki, a pomieszczenie wypełniał aromat ziół i potraw. Rozglądałam się bezradnie, nie znajdując wytłumaczenia tej niezwykłej przemiany. Pokój ojca był w jeszcze gorszym stanie. Część drewnianego stropu zawaliła się i kikuty przepróchniałych desek wisiały tuż nad podłogą. Zerknęłam na fragment bocznej ściany i ujrzałam wiszący na niej obrazek. Wyblaknięta akwarela ojca... Dalej mroczne wnętrze pokoju matki. Pomieszczenie cuchnące stęchlizną. Zamknięte okiennice, na środku roztrzaskane łóżko, stare ciuchy, rozsypane pióra. Światło latarki ślizgało się po tych starociach, odkrywając przed moimi oczyma bolesną prawdę.
- Proszę mnie stąd zabrać - poprosiłam, czując ciepło łez na policzkach.
- Niedaleko stąd jest miasto, może właśnie tam... Zjemy coś gorącego i wszystko mi pani opowie - zadecydowałeś, ujmując mnie pod ramię.
Powitało nas szczekanie Nerona. Kiedy odjeżdżaliśmy, spojrzałam jeszcze raz na dom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...