Wstałam wypoczęta, choć przeżycia ostatniego wieczoru sprawiły, że długo nie mogłam zasnąć. Spotkanie z matką i późniejsza rozmowa z Teresą zaniepokoiły mnie, byłam jednak tak bardzo wyczerpana, że gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, zapadłam w sen.
Śniłam o wrzosowisku.
-Backu! Backu! - słyszę piskliwy głos dziewczynki, która właśnie pochyla się nad kępką wrzosu i zrywa gałązki do bukietu.
Widzę żółty płaszczyk, apaszkę powiewającą na wietrze, długie, rude włosy. Jej delikatna postać przypomina główkę słonecznika.
Dziewczynka rozgląda się, a dostrzegłszy psa, woła:
- Backu, do nogi! Chodź tu, piesku!
Pędzi do niego na swych patykowatych nóżkach. Śmieje się. Jest taka radosna. Zwierzę wielkimi susami pokonuje dzielącą ich przestrzeń, wtula się w ramiona dziecka, głaskany szczeka, liże blady policzek małej, potem patrzy z oddaniem w jej oczy. Wszystko w oka mgnieniu...
I już biegną obydwoje przez wrzosowisko.
Jeszcze słyszę:
- Backu, kochany!
Wzruszająca scena...
OdpowiedzUsuń