13 stycznia 2015

Powrót na wrzosowisko (cz.14) - Cukiernia

         Zza chmur wychyliło się słońce i rozjaśniło świat bladym światłem. Szeroką kamienistą drogą, wijącą się wśród krzewów tarniny, zeszłam w dolinę do miasteczka. Niewiele w nim się zmieniło. Powitały mnie wąskie uliczki, szare kamienice miejscami odarte z tynku i nieduży rynek ozdobiony rzędami drzewek jarzębiny, w gałęziach których uwijały się o tej porze ptaki dziobiące z wesołym świergotem sczerniałe owoce. Na rogu cukiernia, jedyna w miasteczku. Tak jak dawniej kusiła aromatem świeżo pieczonych ciast. Niewielka podświetlona witryna pełna łakoci, dzwonek przy drzwiach, za ladą niska, okrąglutka blondynka w białym fartuchu uśmiechająca się do mnie jak do starej znajomej. Napoleonka posypana cukrem pudrem, słodycz kremu, smak dzieciństwa. Przychodziłam tutaj po szkole. W chłodne, deszczowe dni siadałam przy stoliku stojącym w rogu cukierni, przy oknie i delektując się każdym kęsem ciastka, patrzyłam na ulicę, na ludzi spieszących do domów. Czekałam aż ojciec skończy pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebieska marynarka

Ciało siedziało tam nadal. Wciśnięte między dwie tłustawe matrony ociekające głupawym zachwytem, mdłym oddaniem pustej idei, wyglądało j...